Jak Paquito tunę złowił
tuna tuńczyk wielka ryba wyrwało z butów stickbait
W ciszy sunie łódka, warunki idealne. Stoisz na dziobie, śpięty niczym ten tygrys szykujący się do skoku. W jednej rece ściskasz korek muchówki, w drugiej trzymasz muchę, pod nogami na drżącym od silnika pokładzie ułożona linka. Czekasz na ten jeden moment, gdy do powierzchni wyjdzie....
Telefon robi "BRZDĘK". Ciemny pokój przeszywa LCDowa poświata. Mąsz wiadomość.
To sobie połowiłem. Niech to przynajmniej bedzie coś ciekawego, nie kolejne powiadomienie z Fejsika. Paquito pisze - "Śpisz już"
Już nie. "Dobra, to pakuj się, jutro rano wsuwamy w porcie śniadanie i ciśniemy". Senność mija jak po dwóch mocnych kawach. Szybki check w głowie - cały sprzęt w zasadzie gotowy, wczoraj byłem na solo misji na pontoniku. Wędki gotowe, kręcioły potrzebują tylko przewiązania przyponów, ale to mogę zrobić rano. Ok, można spać dalej, tylko jeszcze budzik.
Ranek wita pochmurny, jest już po letnich upałach i grilującym słońcu. Szybkie śniadanie i hop na łódkę. Gdy wychodzimy z portu Paquito zapuszcza muzykę, zamiast zwyczajowego flamenco tym razem...
https://youtu.be/16y...oJZYQlmiiwUClcw
Jest coś zupełnie surrealistycznego w łodzi sunącej na 2/3 mocy (dobre 40kmh), gdzie zbielałymi z wysiłku dłońmi trzymasz się relingów by nie wyfrunąć z pokłądu i ziomkiem za sterem tańczącym do Boney M. Niestety, równowaga (w tym ta psychiczna) nigdy nie była moją mocną stroną. Plan jest taki, płyniemy za Giba, spotykamy się z ekipą z Gibraltaru, wspólne polowanie na tunę a na powrocie może jakieś bonito przy porcie. Chetnie się na to piszę, nawet nie muszę łowić, samo obserwowanie i nauka są ok. Ekipa to któreś już pokolenie wędkarzy/rybaków, czują wodę, prądy, idealnie przewidują gdzie pojawią się ryby. Rzeczywiście, kiedy dopływamy na prądy, a są to prądy epickiej skali, na kilkuset metrach głębokości woda przewala się z prędkością rzeki, wszędzie wokół są splashe delfinów. Niektóre dużo szybsze niż delfiny. Tuny są na posterunku, niektóre stey lub niestety, dobrze powyżej setki. Łowiąc z mikro łodzi i nie mając doświadczenia nawet nie próbuję rzucać do takich ryb, tutaj sytuacja wygląda inaczej.
"przejmiesz kierownicę?" pyta Paquito i wskakuje z zestawem poppingowym na dziób.
Ok, trochę dzikie uczucie, tak dużą łodzią jeszcze nie powoziłem. Trochę strach, bo nie mam wyczutych kontrolerów, nie wiem jaki jest zakres mocy i na ilę mogę sobie pozwolić z manetką zanim wyzwolę 150kucy i wystartujemy na orbitę. Ostrożnie, małymi skokami manetki i powoli suniemy w stronę ryb. Paquito stojąc na dziobie ma dużo lepszą widoczność, wyciągniętą wędką wskazuje gdzie mam płynąć.
Podążamy za ptakami. To jest najlepszy indykator gdzie jest drobnica i żerujące ryby, po ich zachowaniu można przewidzieć gdzie ryby wyjdą do powierzchni. Pierwsze rzuty
Przy dosłownie piątym woda pod stickbaitem eksploduje, niczym czerw pustyni z Diuny otwiera się pod stickiem z chińską genetyką wielka paszcza, zasysa go razem z wiadrem wody. Paquito zacina z mocą taką że prawie łódkę przestawiło. Raz, drugi, na twarzy maluje się niedowierzanie. Poranek i niedokręcony hamulec, zapomniał przed łowieniem sprawdzić ustawienie (na noc zawsze je popuszczamy). Karrramba rzekłby szpieg z krainy deszczowców, jako że tu świeci słońce więc sytuajcę kwituje jakże adekwatne Joodddeerrrrrr. Aż się ptaki z latarni na Gibie poderwały
Ryba była piękna, tuż poniżej setki. Mi to trochę oczy wychodzą jak widzę taki rozmiar tuny, ale dla lokalnych ludkó to nie jest coś intymidującego
ok, szukamy dalej, kolejne kółko, trochę bardziej nerwowo na pokładzie. Widzimy kilka wyjść, podpływa w naszą stronę stadko delfinów. Nie na chilloucie, jak zwykle, gdzie wyskakują sobie na luzie, wygłupiają się i broją, a zbite, z dużą prędkością, tną wodę, mocne uderzenia ogonami po powierzchni by ogłuszyć drobnicę. To dość charakterystyczne zachowanie polujących ryb. Zwykle przed nimi będą szły tuny. JEst to tutaj częste zachowanie, kooperacja miedzy gatunkami (czasem w mix wchodzą też bardzo duże albacory). Tuny zaganiają drobnicę z dużej głębokości ku powierzchni, tam z delfinami zbijają ją w kule i razem robią wyżerkę. Ustawiamy sie na drodze nadpływającego stada, rzut, drugi.. JEB, siedzi tym razem. Poprawione zacięcie, biegnę z fighting supportem (tzw zbroja na siusiaka) pod wędkę.
Ryba jeździ najpierw na odległości, zawraca w naszą stronę, dystans skrócony w sekundy.
I zaczyna nurkować. Odczyt echa kończy sie na 250m, ile jest więcej - nie wiadomo. Z jazgotem Twin Power wypluwa dobrą setkę plecionki, zaczyna się mozolne odzyskiwanie metrów
Podpływa do nas łódka znajomych, obserwują walkę.
"Ok, odłóż aparat, telefon, pełne skupienie, to najtrudniejsza część walki. Patrz się na linkę, ryba nie może wejść pod łódkę. Nie na rybę, nie na mnie, nie na wędkę, jedynie na linkę".
Ok, trochę dziko na nie-swojej łodzi, staram się to ogarnąć. Ciągle mam stres że przy nawrocie ryba wejdzie linką w działającą śrubę. Zaczyna się "spirala śmierci" jak to teatralnie przedstawiają jutuberzy, ryba nie będąc już w stanie nurkować pionowo wykorzystuje resztki sił robiąc coraz węższe koła przy burcie. Przy każdym nawrocie w naszą stronę delikatnie dodaję gazu, silnik w pełni skręconyw stronę ryby, odstawiamy rufę od linki. Udaje się to dobre kilkanaście razy, do momentu gdy ryba widzi łódź i nabiera sił, wrzuca drugi bieg. Zero kręcenia, pełna dzida pod łódkę.
"skręcaj, dalej, dalej" drze się człowiek przyczepiony do ryby. Mi trochę końcża się idee co mam zrobić, więcej w palnik - przepłyniemy po plecionce, bardziej skecić się nie da. Wbija wsteczny, usiłuję tyłęm wyjść z nad ryby. Jednak zanim to ogarnę, zanim łódka pokona bezwładność i zacznie się cofać - mija kilka sekund. Te kilka sekund zostało wykorzystane natychmiast przez rybę, Paquito przyciśniety do burty, ryba pionowo w dół i pod łodzią, wędka prawie prosto (w ten sposób w zeszłym tygodniu połamali zestaw). "dalej, dalej, co robisz!" i.... smutny luz na lince. Jakby spojrzenim można było zabić to bym zginał ja, cała rodzina i wszystkie 3 moje koty, na bank, trochę się martwie, że zatłucze mnie pagajem i wrzuci do wody
Rzucił wędką, rzucił zbroją na siusiaka, okularami, z zestawu na nim nie rzucił tylko crocsami na nogach. Urwy hiszpańskie, angielskie i chyba nawet w esperanto lecą aż gęsto. Siedzę cicho że staram się nie oddychać, piekielnik andaluzyjski na dziobie odpala fajkę i coś buba z drugą ekipą
Patrzę się na wędkę - plecionka z otwartego kołowrotka zdupca do wody. Dżizaz k... ja pi.... cytując klasyka, plecionka weszła w śrubę. Teraz ani chybi mnie furiat zatłucze. Silnik stop, przerażony trochę biorę wędkę, zamykam kabłąk, skracam linkę i... Po drugiej stronie czuję szarpniecia głową nurkującego tuńczyka.
"Oi, fish is still on!" wołam. Odwracają się trzy głowy, twarze pełne niedowierzania. Wygięta wędka, jazgot hamulca jednak rozwiewają wszelkie wątpliwości.
Okazuje się, że gdy ryba przycisneła zestaw do burty to otworzył się kabłąk kołowrotka, to dało luz linki i uczucie przegranej walki.
Oddaję wędkę, siadam znowu za kółkiem.
Niestety, te kilkadziesiąt sekund pozowliło rybie na minimalną regenerację, a przede wszystkim na odzyskanie przynajmniej kilkudziesięciu metrów, walka zaczyna się jak od nowa.
Tyle, że przeciwnik już poobijany, umęczony. Wypadek przy pracy, ale ryba która była już prawie prawie aldente, ugotowana i gotowa do podebrania, teraz będzie dupcyć węża na głębokości. Zanim wypompuje się ją z głębin będzie ugotowana jak kluski. Tak wyszło.
Spirala idzie do góry dużo szybciej, kręgi coraz węższe. wreszcie przebija pyskiem powierzchnię, łyka powietrze. Jeszcze próbuje, jeszcze by coś chciała. udaje się wsunąć gaf do pyska, bez skaleczenia, wyrywamy ją z wody we dwóch, nie jest to łatwe zadanie.
Ustawiamy rybę do foto i niestety dzieję się to co zdarza sie ztunami, ryba nagle wybucha krwią. Długa walka, bardzo wysokie ciśnienie, dekompresja - dość często tak końćzy się wlaka z tunczykiem czy albacore. Pęka jakieś naczynie, krew chlusta jak ze szlaucha, ryba jest sztywna w kilkanaście sekund
Tak niestety wygląda z bliska big game....
- Friko, mario, nalewator i 12 innych osób lubią to
Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Nasze hobby bywa krwawe i ja nie mam z tym problemu.